Tym razem mam dla Was kolejną porcję wrażeń z pobytu w Moskwie. Wiem, że kiepsko u mnie z systematycznością w pisaniu, ale postaram się poprawić. Tych z Was, którzy nie trafili na wcześniejsze posty, a są nimi zainteresowani odsyłam do części pierwszej, w której można poczytać o locie, warunkach mieszkalnych i centrum Moskwy, oraz do części drugiej - o komunikacji miejskiej, wizycie w urzędzie i sklepach w rosyjskiej stolicy. Dziś natomiast biorę na tapetę jedzenie, choć przyznam że temat jedynie liznęłam.
(Żeby zobaczyć opisy poniższych zdjęć, należy najechać myszką na kółeczka).
Knajpki, restauracje i budki z jedzeniem.
Zapomnijcie o McDonaldzie, hamburgerach, czy innych fast-foodach. Rosyjskie knajpki to jest to! (Aż dziw bierze, że do dziś prawie nigdzie w Polsce nie ma dostępu do tak pysznego jedzenia). I nie mówię tu tylko o centrum Moskwy. Tam oczywiście wybór knajpek i restauracji jest spory. Genialne jest to, że bez względu na to gdzie się mieszka, zawsze znajdzie się tam choćby budka z fast-foodem. Najczęściej nie są to wcale hot-dogi ani frytki czy zapiekanki, a różne przysmaki kuchni wschodniej - od smażonych i pieczonych pierogów, czebureków, po naleśniki czy przerośnięte ziemniaki (tak, dobrze przeczytaliście, ale o tym później). Wszędzie widać obecność kuchni nie tylko typowo rosyjskiej, ale kaukaskiej czy nawet mongolskiej.
Podczas mojego pobytu w Moskwie miałam delektować się typowo domowymi rosyjskimi daniami, które planowała zrobić dla mnie teściowa. Niestety trafiła do szpitala, w związku z czym postanowiliśmy z mężem uznać to za pretekst do mojego poznawania rosyjskich knajpek. Poniżej zamieszczam listę miejsc, w których byłam i opisy tego, czego udało mi się spróbować:
- Теремок (Tieriemok)
Myślicie, że jedliście już genialne naleśniki w Polsce? To grubo się mylicie. Tieriemok, to zwykle typowa budka z jedzeniem, gdzie nie można nawet usiąść (mają też swoje knajpki ale jest ich zdecydowanie mniej). Oferuje duży wybór wszelkiego rodzaju blinów - na słodko i na słono. Może nie są najtańsze, ale robione na świeżo, na naszych oczach. Wersje wytrawne wg mnie są najciekawsze, więc skusiłam się na tę z puree z ziemniaków, boczkiem, kiszonymi ogórkami i prażoną cebulką. Pycha! A jest jeszcze tyle innych rodzajów do spróbowania - z topionym serem i grzybami lub innymi dodatkami, z kawiorem, wędzonym łososiem, mięsem mielonym, a nawet takie imitujące hamburgery, czy hot-dogi. Do tego kwas do popicia albo Морс żurawinowy (Mors). Jedynie w wersji restauracyjnej tej knajpki są dodatkowo w menu zupy, dania z kaszą, syrniki czy pielmieni. Ja akurat jadłam w budce, ale przyznam że miało to swój urok i żałuję, że nie spróbowałam innych wersji blinów.
- Крошка-картошка (Kroszka-Kartoszka)
Wydawało mi się, że mnie, Poznanianki nic zrobionego z ziemniaka już nie zaskoczy. Niby to, co serwuje Kroszka-Kartoszka nie jest wcale jakieś odkrywcze - ot puree z ziemniaka lub wymieszane z różnymi dodatkami podane w skórce i na to wszystko na wierzch coś w rodzaju farszu lub sosu. Jednak ziemniak nie jest wcale taki zwyczajny, sosy też. Możemy wybrać sobie puree z koperkiem, śmietaną, boczkiem, z grzybami, a sosów/farszów jest tyle, że nawet nie dam rady tu wszystkich wymienić (z takich nietypowych pamiętam chyba tylko krabowy). Oj, kupili mnie Rosjanie tymi ziemniakami. Nie wiem tylko jak oni to robią, że są tak duże. Naprawdę da się tym najeść, a przez możliwość wyboru masy wariantów smakowych, również nie znudzić. Oczywiście to nie wszystko, co Kroszka-Kartoszka ma do zaoferowania. Serwują też zupy, pielmieni, bliny, sałatki, rolsy, a nawet grzanki i desery. Jednak zdecydowanie najlepiej spróbować najpierw ich słynnych ziemniaków. Jak to możliwe, że Poznaniu czegoś takiego nie ma?!
- Столовая №57 (Stołowaja №57)
Restauracja ta znajduje się w słynnym GUM-ie (ГУМ) i jest to bar mleczny w wersji retro. Jak na GUM ceny są naprawdę przystępne i to tu właśnie można zjeść typowe rosyjskie domowe jedzenie. Wybór jest ogromny - od sałatek, pielmieni, aż po bliny, nadziewane bułeczki, zupy, dania mięsne, a nawet desery. Z tego co pamiętam na przystawkę zamówiliśmy z mężem sałatkę z grzybami w occie, bułeczki nadziewane mięsnym farszem i obowiązkowo kompot, który Rosjanie tak lubią (mam tylko wrażenie, że u nich jest nieco bardziej gęsty).
Chciałam spróbować słynnej solianki (соля́нка), ale niestety akurat jej nie serwowali. W związku z tym oboje zjedliśmy barszcz. Zdecydowanie różni się on od tego, który znam ze swojego domu. Jest gęsty i pływa w nim mięso oraz warzywa. Jeśli chcecie poczytać więcej na ten temat, odsyłam do Bloga polsko-ruskiego Iwony i jej postu o barszczu rosyjskim.
Na drugie danie mój mąż zamówił kotlet z kurczaka w cieście, z ziemniakami i grzybami, a ja pielmieni nadziewane puree ziemniaczanym, polane śmietaną. Szkoda, że akurat ta wersja pierogów mnie nie powaliła na kolana, ale wszystko pozostałe było naprawdę pyszne. Deser już był bardzo skromny - zjedliśmy po małym kawałku strudla wiśniowego i kartoszkę (картошка). Nie mylcie jej jednak z ziemniakiem. Nazywa się tak, bo przypomina go kształtem, ale zrobiona jest z okrawków biszkoptów i najczęściej posypana kakao.
Jak już wspominałam, restauracja utrzymana jest w stylistyce retro. Można pooglądać sobie plakaty udające te stare, sowieckie, a nawet wypić coś podobnego do oranżady, ze specjalnej maszyny. Knajpka jest podzielona na dwie części - tę, gdzie większość ludzi je głównie obiad i tę, gdzie serwuje się kanapki, przekąski i desery. Jeśli zgłodniejecie zwiedzając okolice Placu Czerwonego, to wstąpcie chociaż na zupę.
- Мороженое (Morożenoje)
Kolejna rzecz w GUM-ie (ГУМ) warta odwiedzenia, to lodziarnia na parterze. Wszystkie rodzaje lodów są pyszne, a te o nazwie эскимо (Eskimo) bardzo przypominają polskie śmietankowe "Bambino", oblane cienką i kruchą warstwą mlecznej czekolady.
Jest też oczywiście cała masa zlokalizowanych głównie w centrum luksusowych knajp, przez duże "L". Nie wiem ile trzeba mieć pieniędzy, żeby do tak drogich restauracji lub kawiarni wejść, ale Rolls-Royce czy Bentley z czekającym obok kierowcą daje mniej więcej ogląd na to, że mowa o zawrotnych kwotach. Mnie akurat niespecjalnie ciągnie do tego typu miejsc, zdecydowanie wolę zjeść coś prostego ale dobrego i bez zastanawiania się co zjeść jakim widelcem. Ale co zrobić jeśli nagle zgłodniejecie, jesteście akurat pod Moskwą, albo nawet w centrum, a w pobliżu nie ma żadnej ciekawej knajpki? Nic prostszego, najlepiej poszukać budki z jedzeniem - czeburekami, pieczonymi pierogami, parówkami w cieście, etc. One są naprawdę obłędne. Kuszą zapachem na kilometr i są praktycznie wszędzie, nawet daleko, daleko pod Moskwą. Jest też kaukaska shaurma, której akurat nie miałam przyjemności spróbować, ale cieszy się podobno bardzo dużą popularnością. To chyba takie najbardziej popularne warianty budek z jedzeniem. Różnorodność żywieniowa jest tu ogromna i zauważalna na każdym kroku. Nawet w supermarketach można bez problemu znaleźć kaukaskie jedzenie. Na lokalnych ryneczkach, czy w sklepach dostępna jest tzw. marchewka po koreańsku. Pikantna, z czosnkiem, kolendrą i octem - oboje z mężem ją uwielbiamy. Łatwo znaleźć też różnego rodzaju słodycze, takie jak np. баклава (bakława).
Kuchnia domowa
W kwestii kuchni typowo domowej też jest dobrze, bo Rosjanie kochają ziemniaki, wszystko co kiszone, w occie, pierogi, zupy, kompoty - innymi słowy mamy z nimi wiele wspólnego. Jak już wspominałam wcześniej, nie miałam za bardzo możliwości żeby delektować się obiadkami domowymi, ale i tak teściowa nie zostawiła mnie zupełnie z niczym. Dane mi było spróbować zupy z grzybami zebranymi przez teścia, w lesie przy własnej daczy. Natomiast na śniadanie czekała na mnie w lodówce marchewka po koreańsku, grzybki w occie i coś czego dotąd nigdy wcześniej nie próbowałam w takim wydaniu - kapusta kwaszona z odrobiną oleju. Zwykle Rosjanie jedzą ją bez oleju, ale moja teściowa akurat tak ją przyrządza. Na święta lub specjalne okazje nie może zabraknąć kawioru lub pasty kawiorowej. Od dziecka wiem, że to nie moja bajka, ale zdecydowałam się spróbować jeszcze raz i szczerze mówiąc zdecydowanie im mniejsza ikra i im bardziej przypomina pastę, tym łatwiej jest mi ją zjeść. Niestety nadal nie mogę nazwać siebie fanką tego specjału.
Słone i słodkie przekąski.
Opisałam już knajpki, obiady, przekąski jedzone w biegu, ale co ze słodyczami i różnego rodzaju słonymi produktami? Jest ich tyle, że aż można dostać oczopląsu. Moskwa i podmoskowie zdecydowanie nie są przeznaczone dla ludzi chcących się odchudzać. Tu pokusa stoi na każdym kroku. Nawet w podmoskiewskim małym supermarkecie, w miejscowości mojego męża znajdują się aż trzy działy ze słodyczami! Pierwszy już atakuje przy lodówkach z nabiałem - tam znajdziecie torty, tarty i ciastka - wszystko w kolorowych pudełkach, na których widać jak produkt powinien wyglądać - takie fabrycznie produkowane gotowce. Drugi, z czekoladami, batonikami, ciastkami, bombonierkami, wafelkami etc., zajmujący więcej miejsca niż makarony, ryże, sosy, i inne obiadowe składniki. Na koniec zostaje trzeci dział, gdyby zachciało Wam się zjeść coś jeszcze lepszej jakości. Kupuje się tam na wagę wypieki z cukierni, które potem są pakowane przez ekspedientki.
Nieco inaczej sprawa się ma z alkoholem. Mój mąż twierdzi, że w Moskwie jest problem z kupnem dobrego piwa, czasem można trafić na niezłe czeskie albo niemieckie z beczki. W innym wypadku trzeba się zaopatrywać w specjalnych sklepach, gdzie za butelkę liczą sobie koło 20 zł, albo nawet więcej. W małych podmoskiewskich osiedlowych sklepikach mają dość specyficzny sposób na sprzedaż piwa. Nalewa się je do litrowych plastikowych butelek. Tam też najczęściej sprzedaje się też ryby suszone, wędzone w oleju lub occie, a także chipsy i inne przekąski idealne do piwa. Pierwszy raz w życiu miałam okazję spróbować suszonej ryby i wędzonych kalmarów. Kalmary smakowały mi bardziej, co nieco zasmuciło mojego męża. Miał nadzieję, że zachwyci mnie вобла (wobła), czyli suszona ryba którą je się najczęściej do piwa. Nawet można podpalić i zjeść pęcherz. Próbowałam i powiem tylko tyle, że było to ciekawe doświadczenie, ale nie jest to dla mnie żaden wyjątkowy przysmak.
Jeszcze wracając do alkoholu, podobno wcale wódka nie jest jakoś wyjątkowo popularna wśród młodych ludzi. Raczej bardziej imponuje im wino i piwo, whisky i inne podobne trunki. W wielu miejscach jest też duży wybór kwasu chlebowego i podpiwków, ale trudno je uznać za alkohol. Mimo wszystko, to bardzo popularne napoje w Rosji, dobre do wszystkiego.
To już przedostatnia część wpisów o Moskwie (przynajmniej na razie). Mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawiłam. Do przeczytania w kolejnym poście!
Źródło zdjęcia: colourbox.com
Źródło zdjęcia: colourbox.com
Czekałam z utęsknieniem na kolejną część :)) Nie wiem, czy to wspólne korzenie, czy podobieństwo charakterów, ale w Tieremoku uwielbiam tego samego blina, na którego wspomnienie (i zdjęcie) znowu mi się go zachciało, podobnie mam też z ikrą - im mniejsza, tym większą mam dla niej tolerancję, pastę kawiorową mogę jeść, a tobiko w sushi to już w ogóle mi nie przeszkadza, choć przed pierwszym razem miałam opory. I też uwielbiam napoleona ;) Na pierożkach z budki ostatnio się przejechałam, a tak naprawdę to po wyprowadzce z podmoskowia do Msk nie miałam w ustach tak dobrej ulicznej wypieczki jak tam... Za to np. cuchnący pierożek z mieloną baraniną, której co gorsza nawalili też od serca. Super zdjęcia!! Przyjeżdżaj tu częściej! Czekam na następne, wielkie pozdro ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :) Istotnie zadziwiająca jest ta ilość podobieństw. Ciekawe czy coś jeszcze się znajdzie. Niby w Polsce jest napoleonka, ale to już nie to samo. Przykro mi, że się przejechałaś na pierożkach i to jeszcze w samej Moskwie. Pod tym względem pewnie podmoskowie jest fajniejsze - sprzedawcy i knajpki muszą się bardziej starać, bo klientów jest mniej i nie ma takiej rotacji ludzi. Zdjęcia to takie zwykłe "cyk" telefonem, ale dziękuję. Pozdrawiamy Was z mężem bardzo gorąco! :)
UsuńBardzo ciekawy wpis:)Niestety nie miałam okazji być w Rosji ale marzy mi się właśnie Moskwa i Sankt Petersburg oraz te laleczki matrioszki:)
OdpowiedzUsuńMatrioszki można często kupić nawet w Polsce, kiedy wystawiają się na jarmarkach czy festiwalach sprzedawcy z różnych stron świata, no ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie to samo co taka matrioszka przywieziona z Rosji. W Sankt Petersburgu niestety nie byłam, ale Moskwę mogę zdecydowanie polecić - jest fascynująca :)
Usuńkochana ta Twoja teściowa, dobrze Was karmi :D zazdroszczę tej Moskwy, też chciałabym tam kiedyś pojechać :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, teściowa bardzo się starała. No widzisz, a ja jakoś nigdy nie myślałam o wyjeździe do Moskwy, tylko tak mnie życie poniosło ;)
UsuńChciałbym znaleźc czas by gdzieś pojechać za granicę :)
OdpowiedzUsuńJeśli środki są, to i czas się kiedyś znajdzie :) Obyś mógł pojechać gdzie i kiedy dusza zapragnie, tego Ci życzę!
UsuńŚwietne zdjęcia, widzę, że przygoda się udała. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zdecydowanie zaliczam ją do udanych :)
UsuńW Moskwie nie byłam, ale na pewno kiedyś zwiedzę!
OdpowiedzUsuńSandicious
Koniecznie! Proszę tylko, żebyś nie zostawiała linków do swojej strony, bo będę musiała usunąć Twój komentarz.
Usuńlubie próbować różne smaki ^^
OdpowiedzUsuńAkurat kuchnia rosyjska bardzo się od polskiej nie różni, ale z pewnością znajdą się tam jakieś nowe smaki :)
Usuń