Zwykle nie mam problemów z wypryskami. Raz na jakiś czas coś się pojawi, ale dość szybko znika. Niestety latem nie jest już tak dobrze. Skóra bardziej mi się przetłuszcza w strefie T, przez wysokie temperatury i wsyp nieprzyjaciół następuje zdecydowanie częściej. Mało tego, mam wrażenie że wtedy są bardziej upierdliwi. Dlatego właśnie latem postanowiłam sobie sama zrobić sztyft na wypryski. Robiłam go z myślą o cerze mieszanej i u mnie się on świetnie sprawdza.
Może wspomnę nieco o składnikach, których użyłam. Olej kokosowy ma właściwości antybakteryjne i antyseptyczne, a dodatkowo nieco nawilża i chroni przed przesuszeniem. Wosk pszczeli również zapobiega przesuszeniom. Dodatkowo utwardza sztyft i powoduje, że olej kokosowy i pozostałe składniki dłużej utrzymują się na skórze, tworząc na niej ochronny film. Olejek z drzewa herbacianego to najpopularniejszy i jeden z najskuteczniejszych składników sztyftów punktowych. To dlatego, że wykazuje silne właściwości bakteriobójcze, normalizuje pracę gruczołów łojowych i działa przeciwbólowo. Pomaga też w gojeniu się ran. Olejek lawendowy natomiast działa przeciwzapalnie, odkażająco oraz przeciwdziała powstawaniu blizn. Ostatni składnik, czyli olejek cytrynowy oprócz niwelowania niedoskonałości, ma za zadanie zapobiegać pojawianiu się przebarwień po wypryskach.
- 5 ml oleju kokosowego nierafinowanego
- 5 ml wosku pszczelego
- 2 krople olejku z drzewa herbacianego
- 2 krople olejku lawendowego
- 1 kropla olejku cytrynowego
Rozpuścić wosk pszczeli* w kąpieli wodnej. Następnie w ten sam sposób rozpuścić olej kokosowy. Wlać olej do wosku pszczelego i wymieszać. Wkropić olejki eteryczne i ponownie wymieszać.
Szybko przelać do opakowania na pomadkę lub ew. do małego słoiczka (trzeba się pospieszyć, bo olej z woskiem błyskawicznie gęstnieje). Wstawić do lodówki, aż sztyft stężeje.
Rozsmarować cienką warstwę na niedoskonałościach. Stosować na noc.
Najlepiej przechowywać w lodówce, maksymalnie 6 miesięcy.
*Wosk pszczeli topi się w bardzo wysokiej temperaturze, więc najlepiej rozpuścić go osobno i potem wymieszać z innym olejem.
Sztyft po wyjęciu z lodówki jest dość twarzy, ale na skórze ładnie się rozprowadza, pozostawiając ochronną warstewkę. Jego zapach również jest bardzo przyjemny. Może nie działa tak błyskawicznie jak te sklepowe, ale zdecydowanie jest przyjazny skórze. Sprawdźcie tylko wcześniej, czy nie macie uczulenia na któryś składnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz