Witajcie!
Dziś podzielę się z Wami moimi wspomnieniami z wizyty w największym mieście Europy. Długo zbierałam się do napisania tego posta, bo niełatwo podsumować Moskwę w paru zdaniach, a szczególnie kiedy leciało się tam dopiero pierwszy raz. Wrażeń było co niemiara, ale postaram się jakoś w miarę możliwości streścić najbardziej interesujące z nich. Oczywiście jest to moja całkiem subiektywna opinia, do tego oparta na (niestety póki co) tylko jednej wizycie. Mimo to postaram się jak najlepiej oddać to co tam zobaczyłam. Wiem, że obecnie mało kto lubi czytać długie wpisy, dlatego podzieliłam opis moich wrażeń na dwie części (w których mam nadzieję się zmieszczę). Może ktoś znajdzie w tym coś interesującego :)
Przygotowania.
Żeby w ogóle dostać się na teren Rosji, trzeba załatwić sobie wizę oraz odpowiedniej wysokości ubezpieczenie turystyczne obejmujące cały świat bądź obszar całej Federacji Rosyjskiej. Możemy poprosić osobę, do której jedziemy o wysłanie nam specjalnego zaproszenia (nie polecam) lub skorzystać z pośrednictwa wizowego. Ten drugi sposób jest zdecydowanie droższy ale przy tym najwygodniejszy i najmniej kłopotliwy dla zwykłego śmiertelnika. Kiedy mamy już paszport, wizę i ubezpieczenie pozostaje kupić bilety lotnicze i np. na pociąg. Ja to wszystko akurat zdecydowałam się zrobić wcześniej, bo bilety w Aeroflocie kupowane na ostatnią chwilę są strasznie drogie.
Lot Warszawa-Moskwa.
Moja trasa do Moskwy wyglądała następująco: przejazd pociągiem z Poznania do Warszawy a potem lot z Warszawy do Moskwy. Jak już wcześniej wspomniałam, skorzystałam z usług Aeroflotu. Są najtańsi jeśli chodzi o loty Warszawa-Moskwa-Warszawa i rzadko zdarzają im się opóźnienia. Pamiętam, że bardzo się stresowałam kiedy dotarłam wreszcie do Terminalu D, a to dlatego że miał to być mój pierwszy lot samolotem, dodatkowo do kraju spoza strefy Schengen. Bałam się wszystkich kontroli, które miałam przejść i ew. problemów z nimi związanych (szczególnie po stronie rosyjskiej). Ostatecznie okazało się, że wszystko poszło łatwiej niż mi się wydawało. Obsługa polskiego lotniska była całkiem miła i pomocna, niestety dość długo czekałam aż będę mogła w końcu spokojnie usiąść w samolocie, choć na szczęście w Moskwie pojawiłam się na czas (dokładnie minuta w minutę, tak jak obiecywał pilot). Obsługa Aeroflotu była bez zarzutu. Mniej więcej w połowie lotu każdy dostał do wyboru kawę, herbatę bądź wodę, a do tego przepyszny sandwich, sok owocowy i chusteczki nawilżane do umycia rąk. Nie było naprawdę na co narzekać. Miałam też szczęście że mogłam siedzieć przy oknie i podziwiać piękne widoki.
Jak zniosłam sam lot? Zdecydowanie lepiej niż się spodziewałam. Oczywiście wzbijanie się w powietrze nie jest najprzyjemniejszym uczuciem. Podobnie zatykanie się uszu od czasu do czasu, ale to tylko niecałe 2 godziny, więc naprawdę da się wytrzymać. Czas bardzo szybko mija.
Najbardziej martwiłam się jednak o to co miało mnie czekać po opuszczeniu samolotu w Moskwie. Bez problemu dotarłam do kontroli paszportowej, potem odebrałam swój bagaż i czekało mnie jedynie przejście przez zielony korytarz (dla tych, co nie mają nic do oclenia), gdzie kompletnie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Kiedy zobaczyłam narzeczonego czekającego na mnie, miałam ochotę zapytać - no ale jak to, to już? Niemożliwe. Przecież to było łatwe!
Obrzeża Moskwy - warunki mieszkalne.
Moje pierwsze wrażenie po dotarciu do typowego moskiewskiego blokowiska nie było najlepsze. Czułam się jakbym cofnęła się nieco w czasie, tyle że wszystko było większe niż w Polsce. Następnego dnia rano, kiedy przyszło mi obserwować inne okolice jadąc autobusem i pociągiem, nadal nie zmieniłam zdania. Sporo osiedli moskiewskich wygląda jak poznańskie Rataje, albo gorzej. Nawet jeśli bloki są nowe, to i tak wydają się przytłaczające. Mało tam zieleni, ale za to blisko są małe sklepiki zaopatrzone mniej więcej jak nasza Biedronka czy Lidl, apteki, sklepiki z warzywami i owocami oraz małe piekarnie.
Co z kolei dla nas, Polaków jest dość nietypowe, to balkony z zasuwanymi oknami. To, co z daleka wygląda jak balkon, to w rzeczywistości przejście od klatki schodowej. Rosjanie lubią też dość mocno ogrzewać swoje mieszkania (mimo że w czasie mojego pobytu nie było jeszcze nawet kalendarzowej zimy). Nie martwią się tak bardzo rachunkami za ogrzewanie wody, bo inaczej się z tego rozliczają niż my. Zdziwiły mnie jeszcze dwie rzeczy - klatki schodowe i ludzie pilnujący wchodzących do bloku. Klatki schodowe w niektórych moskiewskich blokach pozostawiają naprawdę wiele do życzenia. U nas ktoś by powiedział, że są niewykończone - goły beton, chropowate ściany. Bardziej to przypomina piwnicę. I ci ludzie siedzący za malutkim okienkiem, którzy mają za zadanie kontrolować kto wchodzi i wychodzi z bloku, a głównie oglądają telewizję. To jest dopiero praca :P
Centrum miasta.
Przyznam się bez bicia, że zwiedzanie nie było głównym celem mojego pobytu. Podejrzewam (i mam taką nadzieję), że to nie moja ostatnia wizyta w Moskwie i uda mi się kiedy indziej nadrobić braki w zwiedzaniu. Niestety w danym czasie mieliśmy inne priorytety, ale nie żałuję. Udało mi się chociaż zobaczyć centrum - Kreml, Plac Czerwony, słynny GUM (ГУМ) - i przespacerować się tamtejszymi uliczkami. Niewątpliwie warto się tam udać, żeby zobaczyć ładniejsze i bardziej kolorowe oblicze Moskwy. Oczywiście wszystko jest wielkie i imponujące, a dookoła szwenda się cała masa turystów. Cerkiew Wasyla Błogosławionego wygląda jakby była zrobiona z cukierków - na żywo urzeka jeszcze bardziej niż na zdjęciach. Udało mi się nawet przez chwilę uczestniczyć w mszy prawosławnej, właśnie w tejże cerkwi. Szkoda, że w naszym kościele tak nie śpiewają, bo brzmi to dużo bardziej dostojnie niż pan czy pani grający na keyboardzie udającym organy.
A co ze słynnym GUM-em? Z zewnątrz prezentuje się naprawdę interesująco i trochę żal, że to tylko centrum handlowe. Bardzo mi się podoba, że w środku przestrzeń jest zaaranżowana tak, żeby klient czuł się jakby był w miasteczku pełnym małych uliczek, z mostkami a nawet drzewami. W GUM-ie przytłoczył mnie ogrom ekskluzywnych sklepów - np. trzypoziomowy Gucci, Dior, Louis Vuitton, ponadto Manolo Blahnik, Tiffany&Co. i inne. Nie radzę kupować pamiątek w sklepie na parterze, bo są strasznie drogie. Najlepiej poszukać w jakimś tańszym centrum handlowym lub w nieco oddalonych od centrum Moskwy sklepikach. Tam zapłacimy połowę tego co w GUMie, jeśli nie mniej. Jedyne na co zwykłego człowieka stać w tym centrum handlowym, to obiad w knajpce, która zaskoczyła nas swoimi dość przystępnymi cenami. Prawdopodobnie na palcach jednej ręki mogłabym policzyć sklepy, w których ceny nie są jak z księżyca.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszą część moich wrażeń z Moskwy. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, bo już wkrótce będzie kolejna ;)
Pozdrawiam,
Silverose
Źródło zdjęcia: http://moscowrussian.com
Mamy dość podobne wrażenia z Moskwy :-) i chyba podobną sytuację życiową :-) zgadzam się ze wszystkim, a GUM jedynie do zwiedzania, bo tam nawet kawa kosztuje majątek. Następnym razem obowiązkowo niech Ci pokaże WDNH, tam jest naprawdę super!
OdpowiedzUsuńJak tylko wpadłam na Twojego bloga, to przeczytałam od pierwszego do ostatniego posta :) Czytając kiwałam głową, że wszystko się zgadza i mam takie same spostrzeżenia. Akurat w GUM-ie piłam coś co było jak pitny kisiel i jeszcze nie było tak źle cenowo. Do WDNH na pewno się wybiorę następnym razem!
UsuńRosja mnie zawsze intrygowała pod różnymi względami, wybrałabym się tam może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńMnie bardziej przerażała. Gdyby parę lat temu ktoś mi powiedział, że pojadę tam sama, to w życiu bym nie uwierzyła :p Ale nie żałuję i chcę tam wracać i wracać.
UsuńJa też bym się nie odważyła, gdybym nie miała dla kogo... ;)
OdpowiedzUsuńHehe, no dokładnie. Co ci faceci z nami robią... :)
UsuńJak ja Ci zazdrozczę!!! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :)
UsuńObejrzałam zdjęcia i przeczytałam Twoją relację z ogromną przyjemnością :) Będę wypatrywać kolejnej części.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, wkrótce pojawi się kolejny post na ten temat :)
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń