Witajcie,
Dziś będzie o wpisie, który miałam okazję przeczytać całkiem niedawno i nie mogę powstrzymać się od komentarza. Chodzi o kupowanie azjatyckich kosmetyków przez internet, które jeśli są tańsze niż u producenta, muszą koniecznie być podróbkami. Generalnie wynika z tego, że wszystko co kupujemy nie bezpośrednio u źródła, tylko na serwisach aukcyjnych jest rzekomo złe. Oczywiście od razu podłapał ten temat jeden z polskich dystrybutorów koreańskiej marki - a jakże. Przecież straszenie ludzi przed konkurencją nabija im sprzedaż. A osób które boją się kupować z zagranicy jest sporo, nie wiedzieć czemu.
Po pierwsze założenie konta na Ebay-u i powiązanie go ze swoim kontem przez PayPal lub inny sposób płatności jest banalnie proste. Wymaga tylko odrobinę cierpliwości. Obie strony są dostępne obecnie w języku polskim, więc naprawdę nie jest to trudniejsze niż obsługa Allegro.
Po drugie, Ebay daje nam możliwość zgłoszenia sporu. Podobną opcję mamy też w samym PayPalu. Jeśli sprzedawca nie wysłał produktu przez długi czas albo jest podróbką, a my już za niego zapłaciliśmy otwieramy taki spór i zwykle dostajemy pieniądze z powrotem. Jest to często nawet lepsze zabezpieczenie, niż w przypadku nieuczciwych sklepów internetowych sprzedających w Polsce. No ale jak ktoś o tym nie wie, to bajki pisze.
Po trzecie, zarówno na Ebay-u a już tym bardziej na Gmarkecie znajdziecie oficjalne sklepy firm, nie tylko tych Koreańskich. Szczególnie Gmarket z tego słynie. Sama zamawiałam tam kosmetyki i nawet dostałam kartę partnerską sklepu Tony Moly za swoje zakupy. Niestety nie mogę z niej korzystać, bo ważna jest jedynie w sklepach stacjonarnych a ja w Korei Południowej nie mieszkam. Sklepów oficjalnych na Ebayu jest naprawdę sporo.
Po czwarte, podobnie jak na Allegro, możemy sprawdzić opinie o sprzedawcy na Ebay-u czy G-markecie. Od lat kupuję różne rzeczy dzięki tym trzem portalom aukcyjnym i nigdy się nie nacięłam, bo dokładnie sprawdzałam komentarze kupujących.
Po piąte, ostatnimi czasy modne jest wśród sprzedawców koreańskich legitymowanie się certyfikatami, które mają udowodnić, że produkty są autentyczne. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że trudno nam będzie je sprawdzić. Ale jeśli komuś się chce, to zawsze może wysłać taki certyfikat do producenta i zapytać, czy jest prawdziwy czy nie.
Po szóste, ceny są często konkurencyjne, bo sprzedawca z portalu aukcyjnego rzadko opłaca cały sztab ludzi zajmujących się przyjmowaniem zamówień i ich wysyłką. Nie wynajmuje też lokalu i pracowników którzy muszą obsłużyć klientów. Nie płaci VAT-u ani cła, podatku za pracowników etc. Nie zawsze też produkty sprzedawane w ten sposób są nowościami, mogą być z poprzedniej edycji, kolekcji, czy czego tam i dlatego są tańsze.
Po siódme, są też sprzedawcy którzy wysyłają bardzo dużo i udaje im się dzięki temu wynegocjować niższą cenę z producentem. A pamiętajmy, że koreańskie kosmetyki nie interesują jedynie Polek. Cały świat oszalał na ich punkcie, a co za tym idzie, rynek dla takiego sprzedawcy jest większy niż dla pozostałych, co pozwala mu na obniżenie cen i bycie konkurencją dla innych.
Po ósme, jeśli tylko ktoś umie dobrze szukać, to z pewnością znajdzie sobie przez Google listy sprzedawców sprawdzonych przez blogerki kosmetyczne. Niektóre nawet recenzują zagraniczne sklepy internetowe, w których robią zamówienia.
Po dziewiąte, u producentów też zdarzają się promocje, bądź czystki produktów które zmienią niedługo opakowanie lub skład, bądź zostaną wycofane. Wtedy dystrybutor kupuje i sprzedaje taniej.
I w końcu po dziesiąte, są też jednostkowe przypadki, w których ktoś dostał coś czego nie chciał i wystawia to na aukcję. Jest to bardzo rzadkie, ale jednak możliwe.
Od wielu lat kupuję kosmetyki azjatyckie przez internet i 3/4 z nich kupiłam przez Ebay bądź Gmarket. Mam porównanie, bo te same nieraz zdarzało mi się kupić od polskiego dystrybutora -(zwykle gdy były przecenione i nie chciało mi się czekać 7-10 dni na wysyłkę z Korei). Zawsze sprawdzałam dokładnie opinię o sprzedawcach na ich stronach, oraz na stronach zagranicznych i polskich blogerek i nigdy nie miałam wątpliwości co do ich oryginalności.
Nie chcę oczywiście przez to powiedzieć, że na tego typu portalach aukcyjnych nie ma w ogóle podróbek. Oczywiście, że są. Trzeba tylko kupować z głową i nie dać się omamić śmiesznie niskimi cenami.
Mimo wszystko nadal obstaję przy swoim i uważam, że większość kosmetyków azjatyckich można kupić dużo taniej niż w Polsce- przez Ebay, Gmarket lub zagraniczne, sprawdzone sklepy internetowe. Nie piszę tego, bo jestem czyimś przedstawicielem. Po prostu nie lubię gdy się ludzi straszy głupotami, żeby sobie napędzić biznes. Nie bójcie się, nie taki diabeł straszny jak go malują!
(Tych, którzy znają angielski i chcą zgłębić trochę wiedzę na temat tego, dlaczego na Ebay-u można kupić dużo rzeczy taniej, odsyłam tu - KLIK).
Pozdrawiam,
Silverose
No więc właśnie, ja kupowałam z zagranicznych sklepów i nie nacięłam się jeszcze. A jest przeogromny wybór więc na pewno nie jeden jest uczciwy ;-)
OdpowiedzUsuńDokładnie, przede wszystkim wybór jest dużo większy i wszystko można wrzucić w jedne koszty wysyłki :)
UsuńWłaśnie tak! Straszenie służy tylko zachęceniu ludzi do kupna u osoby straszącej, która niby jako jedyna ma oryginały. Kupowałam sporo razy koreańskie kosmetyki na eBayu i nigdy się nie nacięłam na podróbkę.
OdpowiedzUsuńNo cóż, niestety takie jest prawo rynku. Mimo wszystko strasznie mnie wkurza oczernianie innych w celu podniesienia sobie sprzedaży. Nieładnie...
UsuńZgadzam się w całej rozciągłości, sama kupuję przez eBay a ostatnio stacjonarnie zdarzyło mi się kupić w sklepie w Azji i jakoś różnicy między tym z eBaya a tym ze sklepu nie wyłapałam oba oryginalne. No ale ja nie mam sklepu w którym sprzedaje jedynie oryginalne produkty ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Moim zdaniem po prostu zanim się coś napisze, to warto jednak dowiedzieć się trochę więcej w danym temacie. No ale i tak inni pewnie uwierzą w te bajki.
Usuńzakupy internetowe to genialna sprawa, przy tym tak jak napisałaś - nie jest to trudne do ogarnięcia. Warto poświęcić chwilę na założenie konta i ogarnięcie podstawowych rzeczy, a paypal albo wirtualna karta płatnicza na prawdę nie gryzie! Swego czasu dość często kupowałam na Aliexpress, raz zdarzyło się, że zamówiony towar nie dotarł - dostałam zwrot pieniędzy i wszystko przebiegło bezproblemowo. Niemniej jednak ciągle widuję komentarze z prośbami o porady jak kupować z zagranicznych stron i trochę mnie to dziwi, bo pytania zadają młode osoby teoretycznie obeznane w świecie komputerów i internetu, dodatkowo chyba większość miała obowiązkowy angielski w szkole.
OdpowiedzUsuńChyba ludziom się nadal wydaje, że jeśli paczka idzie z Korei Południowej, Chin czy Japonii, to na pewno będzie pełna podróbek, nie dotrze albo będą problemy. Tymczasem tam często lepiej traktuje się klienta niż w Polsce. Wysyłka jest też często tańsza niż u nas.Kiedy ja zaczynałam zamawiać azjatyckie kosmetyki, nawet nie bardzo miałam kogo o cokolwiek spytać. Teraz nawet mając taki komfort, inni piszą że się nadal boją. My tego chyba nie zrozumiemy :)
UsuńZgadzam sie, ale tez czesto gesto nawet sklep internetowy nie ma pojecia, ze sprzedaje podrobki (to doprowadzilo do upadku HonestSkin).
OdpowiedzUsuńKupowanie probek jest bardziej ryzykowne niz pelnowymiarowych produktow (eBay). Ostatnio podrobki probek selektywnych marek rozpanoszyly sie do tego stopnia, ze sum37 nawet zmienil szate graficzna i rodzaj zgrzania saszetek. Poprzednio smiesznie latwo bylo je podrobic.
Czyli z tego, co piszesz wynika, że podróbki próbek mogą też trafić do obiegu tu w Polsce i nie tylko do sklepów internetowych. Mi akurat chodziło o produkty pełnowymiarowe, no i tak jak pisałam - zawsze istnieje jakieś ryzyko (podobnie jak na Allegro, cokolwiek kupujesz). Jednak jest ono stosunkowo małe, gdy sprawdza się opinie i kupuje produkty pełnowymiarowe. Dla mnie mimo wszystko nadal zagraniczne strony wygrywają. Dostaję dużo więcej gratisów, przesyłka czasem dociera do mnie tak samo szybko jak z Polski i płacę dużo mniej. Poza tym widać, że sprzedawcy zależy. W Polsce niestety wygląda to dużo gorzej. Jeśli to się poprawi, to bardzo chętnie zacznę kupować i źródła, ale póki co nic mnie do tego wielce nie zachęca.
UsuńAch, w koncu przez przypadek znalazlam ten blog :-)
UsuńPrzeciez ona tak pisze po to, aby ludzie kupowali w jej sklepie.
A moj komentarz, ze hurtowy rynek kosmetyczny jest duzo bardziej skomplikowany niz jej uproszczone wyjasnienia by na to wskazywaly nie doczekal sie niestety publikacji :(
Swoja droga, z tych wyjasnien wynika, ze raczej autorka nie ma pojecia jak dziala system ustalania cen i dystrybucji kosmetykow. Jak najbardziej mozna kupic autentyczne kosmetyki taniej niz na stronie producenta, to chyba kazdy, kto kiedykolwiek kupowal cokolwiek przez internet z Korei czy Japonii, dobrze wie :-)
Akurat mi o bloga nie chodziło, tylko o link do niego, który udostępnił polski dystrybutor pisząc że to niby taki ciekawy artykuł. To mnie w sumie bardziej podkusiło do napisania tego posta, niż wypociny jakiejś tam pani.
UsuńDziwnym trafem nie tylko Twój komentarz nie został opublikowany. Mało tego na blogu i FB gdzie zawsze jest tyle komentarzy, pod tym postem nie ma prawie nic (nie wspominając już o prawie zupełnym braku odmiennego zdania).
No właśnie! Dlatego powinno się choć trochę dowiedzieć na temat konkurencji zanim zacznie się ją tak idiotycznie krytykować :)
Tak się zastanawiam o jaki blog Ci chodzi... Przychodzi mi jeden do głowy, ale nie jestem pewna.
OdpowiedzUsuńKupowanie na eBay'u, GMarkecie czy innych sklepach nie boli. :)
Zabawne jest to, że nawet nigdzie nie napisałam że chodzi mi o bloga. Akurat pisałam o dystrybutorze pewnej marki w Polsce :) No ale źródło w sumie też się zgadza po części.
UsuńBa, nawet w sklepach zagranicznych kupowanie nie boli, ale metoda zastraszania jak widać jest skuteczna.
Na e-bayu pare moich koleżanek się nacięło, lepiej chyba zapłacić raz i nie bać się, że dostaniemy podróbkę, która może zniszczyć nam skóre. Zamiawiam koreańskie kremy z http://www.skin79-polska.pl/ Wiem, że są jedynym dystrybutorem w Polsce tych kosmetyków i zamawiajać u nich nigdy jeszcze nie byłam niezadowolona. :)
OdpowiedzUsuńTo jest indywidualna decyzja, czy ktoś chce oszczędzić i podjąć ryzyko, czy przepłacać i mieć mniejszy wybór. Każdy ma prawo zamawiać gdzie chce. Demonizowanie sprzedawców zagranicznych jednak jest mocno przesadzone.
UsuńPowiem szczerze, że ja boje trochę zamawiac się przez internet, bo czuję, że nie ma kogoś kto by rzeczywiscie sprawdził, czy dany kosmetyk jest od zaufanego producenta - dlatego wolę dopłacić te dosłownie parę złotych i kupić coś z Rossmana czy Douglasa, tak jak np, ta marka co dziewczyna wyżej pisała, Skin79, mozna kupic je w takich drogeriach i wtedy mam pewność, że dostaje to za co płacę. Może kiedyś przełamię się co do ebaya czy allegro, ale to chyba jeszcze nie dziś. :)
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię. Ja też nie od razu zaczęłam ściągać tego typu rzeczy z zagranicy. Nie ma się czego bać. Jeśli dobrze sprawdzi się opinie o danym sprzedawcy, czy sklepie internetowym, to naprawdę nie powinno być problemów. Allegro natomiast nie polecam. Co prawda nigdy tam nie kupowałam azjatyckich kosmetyków, ale kiedy ich tam szukałam, miałam wrażenie że 90% ofert to jakaś ściema.
UsuńSpokojnie, nie od razu Rzym zbudowano :)